W gruncie rzeczy nie jest to jakiś straszny problem i nie przeszkadza mi to w użytkowaniu R5tki, ale skoro mam auto aby uczyc sie je naprawiac i obslugiwac, chciałbym spróbowac może naprawic jedną rzecz.
Mianowicie, kiedy odpalam moje 1.4 (chyba mono) to na początku podnosi się do dużych obrotów (nie mam obrotomierza) ale tak na słuch to jakoś ok 1700-2000 rpm. Odpalam bez gazu, ryk na całą okolicę, lekko opada a potem muszę stac jakies 2 minuty, bo obroty bardzo powoli stopniowo spadają do normalnego poziomu.
Już myślę że to że na postoju przy monotonnym warkocie słychac czasem szarpnięcia lub chwilowe spadki obrotów to rzecz normalna przy starym silniku.
Podczas jazdy niby jest wszystko good, ale zadarza sie czasem, ze jak wcisne sprzęgło to znowu wchodzi, raczej na troszke niższe niz przy odpalaniu, ale daje gaz i poowoooli opada.... I to nie jest wina mojego dodania gazu po wcisnieciu sprzegla, bo moge gaz nawet puscic zanim wcisne sprzeglo....
Zanim dostalem auto, moja mamuska zauwazyla, ze samochodem nie da sie prawie w ogole hamowac silnikiem. Bo trzyma obroty rzedu 1000-1200 bez dodawania gazu.
To co do obrotów
Efekty dźwiękowe - jest ich tysiac dwiescie w moim egzemplarzu, od zgrzytania wachaczy i walu kierownicy po obijanie się rdzy w dziurawym tłumiku....
Ale chodzi mi o jeden... taki dziwny. Kiedy się auto rozpędza do ponad 50km/h, to slychac to najlepiej na asfalcie... Takie wycie, tak jak za oknem slychac bardzo mocny wiatr.... I wraz ze wzrostem predkosci tonacja wycia rośnie. Zawsze mi się wydawało ze to gdzieś w okolicach prawego tylnego koła... Ojciec mówi że to może byc lożysko. Co twierdzicie?
Z góry dzięki
