Strona 1 z 1

Mikro dzwoneczek

: 16 czerwca 2014, 21:51
autor: MIKUZZ
Wczoraj pod jedną z galerii handlowych zaliczyłem mikro-dzwoneczek moim drugim bolidem - "zabytkowym" (bo 20-letnim :whistle: ) mondziakiem kombi. Z mojej niekwestionowanej winy, bo zatrzymałem się, wrzuciłem wsteczny i cofnąłem o 1,5 metra nie patrząc, czy ktoś już za mna stoi, czy nie. W ostatniej chwili przed "przyłożeniem" depnąłem na maxa po heblach, bo zauważyłem w lusterku wstecznym obiekt, którego przed chwilą tam nie było. Tak więc - już z nogą na hamulcu - puknąłem swoim zderzakiem w zderzak koleżki za mną. Z 17-letniej vectry wyskoczył buc z ryjem, zaczął sie pultać i rzucać mięsem, co najmniej tak, jakbym mu żonę na imprezę gang-bang zabrał. Popatrzył NA SWÓJ NIEUSZKODZONY SAMOCHÓD i mając rentgena w oczach od razu stwierdził, że pewnie rozwaliłem mu chłodnicę, skrzywiłem wiatrak na niej, że zapinki zderzaka połamane, więc zderzak do wymiany i pewnie jutro cały samochód mu się rozpadnie - mimo, że po moim puknięciu NIE MA NAJMNIEJSZEGO ŚLADU... Z poczucia odpowiedzialności obejrzałem jego samochód i nie znalazłem nic, co wskazywałoby na jakiekolwiek uderzenie. Ślady były wyłącznie na moim tylnym zderzaku. Gościu bez dyskusji zadzwonił po policję, bo - jak wspomniałem - twierdził, że samochód na pewno ma ukryte uszkodzenia, które "wyjdą" później. :crazy: Nie chciał żadnego oświadczenia (choć i tak nie miałbym co napisać na temat uszkodzeń w jego pojeździe), nie chciał podjechać ze mną do pobliskiego warsztatu szybkiej obsługi, żeby sprawdzić, czy faktycznie cokolwiek zostało uszkodzone - nie chciał w ogóle ze mną dyskutować.
Poczekaliśmy ze 2 h na patrol drogówki. Przyjechała babeczka z facetem. Na boku gliniarzowi mówię, że wygląda na to, że ten, który zadzwonił, ewidentnie chce wyłudzić jakieś odszkodowanie i zgarnąć kilka złotych z mojego ubezpieczenia. Gliniarz obejrzał jego vectrę i potwierdził, że nie widzi uszkodzeń i że sporządzi raport zgodnie z tym, co widzi. Babeczka też powiedziała mi, że mają poważniejsze sprawy, niż przyjeżdżanie do kolizji, których praktycznie nie było i rozumiała, że trafiłem na pieniacza-potencjalnego naciągacza. Poleciła mi samodzielnie zrobić dokładne zdjęcia "poszkodowanego" samochodu na miejscu kolizji.
Niestety, ponieważ już przyjechali, a jakaś kolizja W ZASADZIE faktycznie miała miejsce, sprawdzili nasze papiery, trzeźwość i wypisali mi to, co musieli: 250 PLN i 6 pkt. Gliniarz nie omieszkał z uśmiechem pouczyć mnie, że nie muszę spieszyć się z zapłatą, bo od mandatów nie ma odsetek i jak zapłacę np. za 2 m-ce - też będzie dobrze. :P :) Przy gliniarzu wymieniliśmy sie danymi. Gościu przez te 2 godziny ochłonął i mówi przy policji, że właściwie, jak teraz tak patrzy, to najwyraźniej nie będzie przecież nic naprawiał w samochodzie... Szkoda, że nie doszedł do takiego wniosku zanim przyjechał patrol... :idiota: Dziś dostałem od niego SMS'a, że nie będzie zgłaszał zdarzenia do firmy ubezpieczeniowej i że nie muszę się martwić o swoje zniżki. Super, tylko - powtarzam - szkoda, że od razu na to nie wpadł... :nerwus:
To tyle mojej przydługiej opowieści :P
Miejcie oczy wokół głowy, bo zawsze możecie trafić na idiotę. :krzeslem:

: 16 czerwca 2014, 21:57
autor: Andzia
Takich łosi pieniaczy jest niestety więcej w tym kraju.

: 16 czerwca 2014, 23:24
autor: TQT
Miejcie oczy wokół głowy, bo zawsze możecie trafić na idiotę.
Tych niestety nie sieją, sami się rodzą. :(

: 16 czerwca 2014, 23:26
autor: Karol
miałem podobny przypadek, porazka tylko człowieka szlak trafia jak na pajaca trafia :/

: 23 czerwca 2014, 11:30
autor: tommies
Chodzi o kulturę zachowania. Takie zdarzenia mają miejsce i nic się nie poradzi. Można jak ludzie zrobić zdjęcia i napisać oświadczenie, lub można być burakiem.
Co do potencjalnych ukrytych uszkodzeń, to przypomniała mi się własna historia.
Kolega kupi nówkę Poloneza Atu jak tylko wyszły. Wtedy to było COŚ. Dosłownie kilka dni później w korku babeczka nie wyhamowała i dosłownie musnęła w zderzak. Wyszliśmy i patrzymy, że poza minimalną ryską nic nie znać. Kolega zawsze był typem podrywacza i łasy na kobiece wdzięki, więc jak zobaczył że dziewczyna ładna i przerażona sytuacją, a na samochodzie praktycznie śladów brak to pogadaliśmy i dalej ruszyliśmy do pracy.
Pod pracą kolega otwiera bagażnik, gdzie mieliśmy plecaki a WTEM coś okropnie zajęczało... i klapa bagażnika już się nie dała zamknąć :)
Jakieś naprężenia zostały i wszystko ruszyło po otwarciu klapy. ....